Subiektywny przewodnik po Krecie
Dzień 3
Klasztor i palmowa plaża w Preveli
Trasa: Plakias - Preveli Monastery - Preveli Palm Beach - Plakias
Ημέρα 3
25kmDzień 3
Klasztor Piso Preveli,
Preveli Palm Beach
Tej nocy ponownie zerwał się bardzo silny porywisty wiatr. Jego siła była na tyle duża, że zastanawialiśmy się nad zmianą planów na ten dzień, ale ostatecznie postanowiliśmy, że nic nie będziemy zmieniać. Korzystając z tego, że Plakias jest położone prawie po sąsiedzku z Preveli chcieliśmy zwiedzić klasztor i ponownie odwiedzić palmową plaże. Aby się tam dostać znów skorzystaliśmy z autobusu KTEL.
Sezamie otwórz się
Ostatnim razem kiedy byliśmy w tym rejonie w 2009 roku nie udało nam się zwiedzić klasztoru, ponieważ trafiliśmy na sjestę mnichów, więc tym razem postanowiliśmy pojechać w godzinach ich pracy. Na plaży w Preveli, co prawda wtedy byliśmy, jednak musieliśmy przekonać się na własne oczy, jakie spustoszenia poczynił ogromny pożar, który w sierpniu 2010 roku strawił las palmowy oraz okolicę tej znanej kreteńskiej plaży.
Do Preveli dojeżdża ten sam autobus, który dalej jedzie do Rethymnonu. Około godziny 12.15 wyjeżdża on z Plakias i po niespełna pół godzinie dociera do dużego parkingu znajdującego się przed wejściem do klasztoru. Wcześniej mija przystanek przy drodze do plaży Preveli, ponieważ zatrzymuje się tu dopiero po zawróceniu pod klasztorem.
O godzinie 13.30 mnisi rozpoczynają przerwę w "godzinach urzędowania", która jest przez nich bezwzględnie przestrzegana, mieliśmy więc tylko 45 minut na zwiedzanie. Bilet wstępu na teren klasztoru kosztuje 2€ i sprzedaje go mnich zajmujący się jednocześnie cenzurą kobiecych strojów. Jest on równie bezwzględny jak godziny pracy jego "kolegów". Każda kobieta w nieobyczajnym stroju wraz z biletem otrzymywała gratisowy dodatek w postaci za dużej poliestrowej spódnicy w kwiatki. Nie ma się jednak czym przejmować, bo zdecydowana większość turystek na terenie klasztoru zmuszona była przywdziać tę część garderoby przypominającą ubrania rodem z Chłopów Reymonta. Najbardziej "nieobyczajne" panie świecące także gołymi ramionami otrzymywały do ich okrycia równie gustowne chusty. Drogie Panie, nie przywiązujcie się jednak do tych gratisów, gdyż oczywiście są one do zwrotu przy wyjściu.
Mnisi z klasztoru Preveli zawsze słynęli ze swojej waleczności. Żaden najeźdźca nie miał z nimi lekko, począwszy od okupacji tureckiej, a skończywszy na niemieckiej w czasie II Wojny Światowej. Za swoją waleczną postawę wielokrotnie płacili najwyższą cenę. Wielu z nich oddało swoje życie walcząc o wyzwolenie przede wszystkim Krety, ale również i Grecji. Jeżeli ktoś z Was jest zainteresowany historią tego miejsca to zapraszamy do zapoznania się ze szczegółowym opisem na naszej stronie crete.pl [historia klasztoru Preveli].
Klasztor w Preveli podobnie jak wiele innych kreteńskich klasztorów, jest samowystarczalny. Do dzisiejszego dnia mnisi zajmują się uprawą ziemi, wyrabiają swoje własne miody, oraz produkują również lokalny bimber - raki. Większość z tych produktów można kupić w niewielkim muzeum, które połączone jest ze sklepem. W miejscu tym dostępne są również różnego rodzaju pamiątki, począwszy od pocztówek i broszur, a skończywszy na drobnych dewocjonaliach.
Mnisi na siestę, a my dalej
Tym razem znowu sjesta mnichów wcięła się w nasze zwiedzanie, które zakończyliśmy kilka minut po 13.30. W odróżnieniu od wakacji w 2009 roku zamknięte drzwi do klasztoru Preveli zastaliśmy będąc w jego wnętrzu. Punktualność tamtejszych braciszków jest wręcz niegrecka. Żadnej litości, czy greckiego siga siga. O tej porze drzwi wejściowe są otwierane tylko i wyłącznie dla turystów opuszczających klasztor. Ci którzy stali po drugiej stronie bramy musieli odejść z kwitkiem... i na nic zdawały się ich błagalne stukania do drzwi. Zadowoleni z siebie my też udaliśmy się na zasłużoną sjestę do pobliskiej tawerny :)
Dojechać KTEL'em do klasztoru Preveli to jedno. Pytanie brzmi: i co dalej?? Autobus powrotny do Plakias odjeżdża stąd dopiero o 18.45, więc do wyboru mamy albo przez najbliższych kilka godzin uczyć się na pamięć menu tamtejszej tawerny, albo wziąć los w swoje ręce i zapędzić nogi do roboty. Wszak dystans, jaki dzieli klasztor od palmowej plaży, to raptem około 2,5 kilometra przy czym większa część tej drogi to zwykła asfaltowa jezdnia. Przejście tego odcinka nie nastręcza więc żadnych trudności, a tylko ostatnich kilkaset metrów to szlak prowadzący po stromym zboczu wąwozu Preveli. Okazało się ponadto, że ten silny wiatr, który rano budził nasze obawy był bardzo przydatny, bowiem zapewniał doskonałe funkcje chłodzące i sprawił, że przejście do plaży stało się przyjemnym spacerkiem. Już po godzinie ślamazarnego marszu, przerywanego częstymi przystankami na zdjęcia, przechadzaliśmy się po palmowym lesie.
Jak Feniks z popiołu
Gdyby nie osmalone pnie palm ciężko by było domyślić się, że w 2010 roku gaj palmowy uległ kompletnemu spaleniu w wyniku pożaru, który spustoszył ten rejon Krety. Tylko nieliczne drzewa nie zdołały odrodzić się po tym kataklizmie, natomiast palmy poradziły sobie znakomicie i cieszą oczy świeżymi soczysto-zielonymi pióropuszami liści. Naszym zdaniem korony palm wyglądają nawet lepiej niż w 2009 roku. Ogólnie Preveli nie zmieniło się zbytnio od naszych pierwszych odwiedzin. Niewielka tawerna działająca w tym miejscu jest równie mało zachęcająca jak poprzednio. Droższe jest wypożyczenie rowerów wodnych. Obecnie godzina kosztuje 10€, ale i tak nie miało to znaczenia, bo rowerów po prostu nie było. Końcówka czerwca to chyba jeszcze nie sezon...
Czas jaki spędziliśmy na plaży minął nam bardzo szybko i nie wiadomo kiedy nadeszła pora pakowania manatków. Powrotny autobus do Plakias odjeżdżał o 18.45, więc asekuracyjnie opuściliśmy plażę nieco wcześniej. Wszak aby dostać się na przystanek trzeba najpierw wdrapać się na górę po niezliczonej ilości stromych stopni.
Przeciągające się oczekiwanie na KTEL'a spędziliśmy w towarzystwie grupy młodych, wesołych Greków. Autobus przyjechał z około półgodzinnym poślizgiem, ale kto by liczył czas.... no chyba tylko ci turyści, (a uwierzcie, że tacy byli) którzy przesiedzieli te kilka godzin w tawernie przy monastyrze Preveli ;-) W autobusie było stosunkowo dużo ludzi wracających z Rethymnonu, więc zajęliśmy jedne z ostatnich wolnych miejsc. Ten dzień pieszych wędrówek połączony z jazdą transportem publicznym zaliczamy do bardzo udanych i na pewno w przyszłości będziemy chcieli powtórzyć taki sposób zwiedzania Krety. Jednak ... od jutra mamy już samochód! YEAH!