Subiektywny przewodnik po Krecie
Dzień 5
UP! UP! No to w drogę!
Trasa: Plakias - Kourtaliothiko - Potamon - Eleftherna - Margarites - Melidoni - Plakias
Ημέρα 5
173kmDzień 5
Kourtaliothiko, Potamon, Eleftherna, Margarites, Melidoni
Tuż po śniadaniu zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią zatelefonował do nas pracownik wypożyczalni samochodów Autoway, informując o podstawieniu samochodu. Po krótkich formalnościach w nasze ręce trafiły kluczyki do VW Up'a. Pierwszy raz zdarzyło się, że wypożyczony przez nas samochód wykazywał wręcz salonowy stan, a jego przebieg opiewał raptem na 720 km, co niebawem miało oczywiście ulec zmianie. Była to duża odmiana po dwóch ostatnich nieco leciwych samochodach, jakie zdarzyło nam się wypożyczyć w lokalnych kreteńskich firmach.
Nie jest to nasz pierwszy kontakt z firmą Autoway, którą wypróbowaliśmy w 2012 roku na wyspie Rodos. Wcześniej przez wiele lat byliśmy gorącymi zwolennikami korzystania z lokalnych firm, jednak w czasie ostatnich dwóch wyjazdów dostrzegliśmy plusy wcześniejszej rezerwacji samochodu przez Internet. Podstawową zaletą takiego rozwiązania jest to, że nie traci się czasu na poszukiwania dobrej wypożyczalni zapewniającej korzystne warunki, pełne ubezpieczenie i dobrą cenę. Być może Autoway nie zapewnia najniższej ceny, jednak spełnia dwa pierwsze warunki i zapewnia wygodę oraz oszczędność czasu, którego na Krecie zawsze nam brakuje. Podobało nam się również to, że pomimo bardzo późnej rezerwacji spowodowanej perturbacjami z naszym wyjazdem firma podołała z realizacją naszego zamówienia dokonanego praktycznie dzień przed wyjazdem.
Rosyjska inwazja na Kourtaliotiko
Będąc już tymczasowymi posiadaczami kluczyków do Up'a wyruszyliśmy w naszą pierwszą tegoroczną trasę. W pierwszej kolejności postanowiliśmy zrobić sobie mały plener fotograficzny w wąwozie Kourtaliotiko, który znajduje się po sąsiedzku z Plakias. Na przestrzeni 3 kilometrów wąwóz ten rozdziela dwie góry: Suchą Górę i Kouroupis. Jego majestatyczne ściany w najwyższym punkcie mają ponad 600 metrów wysokości, co musicie nam uwierzyć na słowo robi niesamowite wrażenie i to niezależnie od tego ile razy przejeżdżało się już przez ten wąwóz. Niestety zdjęcia nie są w stanie przekazać piękna tego miejsca. Tutaj po prostu trzeba przyjechać, by przekonać się o tym na własne oczy.
Wąwóz ten jest opisywany w wielu przewodnikach jako bardzo wietrzny. Jego nazwa - Kourtaliotiko - wywodzi się od greckiego słowa "kourtala" oznaczającego klaskanie. Ma bezpośredni związek z dźwiękami, jakie dają się słyszeć w północnej części wąwozu. Silne wiatry wiejące wzdłuż jego ścian powodują powstawanie wirów powietrznych, które wydają te charakterystyczne odgłosy przypominające klaskanie.
Niestety mimo szczerych chęci nasz plener fotograficzny ograniczył się do kilku minut. Godziny przedpołudniowe zaludniają wąwóz niezliczoną ilością turystów, wśród których prym wiodą Rosjanie posiadający dar notorycznego wchodzenia w kadr. W związku z tym postanowiliśmy przyjechać tu innego dnia. W końcu tym razem wąwóz ten mamy prawie po sąsiedzku.
Ponieważ tego dnia zamierzaliśmy pojechać na wykopaliska w Elefthernie oraz do jaskini Melidoni znajdujących się relatywnie blisko Plakias, postanowiliśmy, że nie będziemy jechać wygodnym połączeniem, jakie zapewnia Nowa Droga Narodowa, lecz przejedziemy nieco na przełaj mniejszymi lokalnymi drogami. Plan ten wdrożyliśmy w życie skręcając z głównej drogi tuż za wąwozem Kourtaliotiko i tym samym kierując się na niewielką wioskę Frati. Ta droga była nam znana z naszych poprzednich wakacji, więc stromy podjazd, jaki znajduje się na jej samym początku nie stanowił dla nas większego zaskoczenia. Jedną z zalet tej drogi jest piękny widok z góry na wąwóz Kourtaliotiko.
Zagubieni w Potamon
Klucząc lokalnymi drogami zgodnie z planem dojechaliśmy do Apostoli, niestety słabe oznaczenia na greckich drogach spowodowały, że w tej miejscowości pojechaliśmy w złym kierunku. Kolejny raz potwierdza się zasada, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, ponieważ zupełnie przypadkowo dojechaliśmy do imponującej zapory Potamon. Budowa tamy została ukończona w 2008 roku i od tamtego czasu zaopatruje ona w słodką wodę miejscowości środkowej i zachodniej Krety. Maksymalna jej pojemność wynosi 22 500 000 m3, natomiast użytkowa 17 500 000 m3 wody. Trzeba przyznać, że to zagubienie się w terenie, pozwoliło nam zobaczyć tę naprawdę osobliwą budowlę z bliska. Koroną wałów poprowadzona jest droga, więc warto zostawić samochód na pobliskim parkingu i przejść się nad wrota zapory. Dodatkowe wrażenie robi fakt, iż miejsce to jest rzadko uczęszczane, więc samotnie można stanąć oko w oko z tak ogromną ilością wody.
Ze względu na brak dróg poprzecznych wschód-zachód prowadzących z tego miejsca musieliśmy wrócić do miejscowości Apostoli. Tam skręciliśmy już w odpowiednią stronę i po dojechaniu do sąsiedniej miejscowości Kalogeros udaliśmy się w kierunku Moni Arkadiou. Ponieważ ten klasztor już zwiedzaliśmy w 2009 roku zrobiliśmy sobie tylko krótką przerwę by chwilę odpocząć od jazdy i zrobić kilka nowych zdjęć na zewnątrz klasztornych zabudowań.
Kolejnym pośrednim punktem na dzisiejszej trasie były ruiny antycznego miasta Eleftherna. Jeszcze przed tegorocznymi wakacjami czytaliśmy sporo o budowanym tu dużym i nowoczesnym Muzeum Archeologicznym. W jednym z newsów, jaki ukazał się w lokalnej gazecie, Grecy szumnie donosili, że budowla ta jest już w bardzo zaawansowanym stadium. Pojechaliśmy więc sprawdzić, czy pisali prawdę. Jednak przy okazji w pierwszej kolejności chcieliśmy zobaczyć, czy w końcu zostały udostępnione zwiedzającym znajdujące się w tej miejscowości wykopaliska.
Ale jak to?
Kiedy w 2008 roku przyjechaliśmy do Eleftherny właśnie trwały zaawansowane prace przy budowie stanowisk kasowych, a same wykopaliska były zamknięte dla zwiedzających. Przyjeżdżając tu po pięciu latach spodziewaliśmy się, że w jednym z okienek ujrzymy Greka, który chętnie sprzeda nam bilety wstępu. Musicie sobie wyobrazić nasze rozgoryczenie kiedy po zaparkowaniu samochodu na parkingu przed wejściem stanęliśmy przed kasami, w których nie było jednak greckich kasjerów. Dwa niewielkie budynki świeciły zupełnymi pustkami, a ich stan zaczynał powoli dostosowywać się do znajdujących się niedaleko antycznych ruin. Oczywiście same wykopaliska są nadal nie udostępnione do zwiedzania, więc można je obejrzeć jedynie zza siatki. Mało tego, aby żadnemu rozgoryczonemu desperatowi nie przyszło do głowy przejście lub przeskoczenie przez ogrodzenie w kilku miejscach zostały powieszone kartki ostrzegające, że obiekt ten jest monitorowany, a ewentualni intruzi będą pociągnięci do odpowiedzialności. I tyle było z oglądania, więc nie pozostało nam nic innego jak pojechać dalej.
Opuszczając już współczesną Elefthernę znajdującą się powyżej wykopalisk mieliśmy okazję zweryfikować faktyczny stan zaawansowania prac przy budowie muzeum. Owszem sam budynek jest bardzo duży, jednak hurraoptymistyczne wiadomości, jakie opublikowała lokalna gazeta znacznie odbiegały od tego co zobaczyliśmy. Muzeum w tamtej chwili wyglądało jak betonowy bunkier w stanie surowym ziejący czarnymi dziurami w miejscach, gdzie w przyszłości będą okna. Planowana data oddania do użytku w 2015 roku jest naszym zdaniem mało realna, ale po doświadczeniach remontu Muzeum w Heraklionie jakoś nas to nie dziwi. Najwyraźniej Grekom budowanie muzeów po prostu idzie słabo. :)
Po wyjechaniu z Eletherny w dalszym ciągu kierowaliśmy się na wschód przejeżdżając przez wioskę Margarites. Miejscowość ta jest znana na Krecie jako swoiste zagłębie drobnego rzemiosła garncarskiego, którego tradycja sięga tu kilkuset lat. Margarites jest opisywana w większości przewodników turystycznych, więc przyjeżdża tu naprawdę wiele osób w poszukiwaniu ciekawych wyrobów. Oczywiście i my też tu byliśmy kilka lat wcześniej lecz niestety ze smutkiem musimy stwierdzić, że ewolucja wzorów ceramiki, która jest tu teraz produkowana zdecydowanie nie przypadła nam do gustu. Coraz ciężej jest znaleźć typowo kreteńskie wzory, a coraz więcej rzeczy tworzonych jest pod upodobania turystów. Pogorszeniu uległa również jakość wykonania i wykończenia wyrobów. Widać to wyraźnie w zestawieniu z rzeczami, które kupiliśmy w 2008 roku. Co mimo wszystko nie oznacza, że wyjechaliśmy z Margarites z pustymi rękami. Małe co nieco dociążyło nasz limit bagażu :)
Oczywiście nie próbujemy nikogo zniechęcić do wizyty w Margarites, warto tu przyjechać bo jest to naprawdę urocza i bardzo fotogeniczna wioska. W końcu gdzie jak nie tu zobaczycie jak w kreteńskim słońcu na drzewach "dojrzewają" garnki?
Gerontospilios, czyli jaskinia o smutnej historii
Ostatnie miejsce, do którego jechaliśmy było dla nas nowe. Chociaż znaliśmy historię Jaskini Melidoni to jakoś nigdy nie było nam po drodze by ją zwiedzić, więc tym razem postanowiliśmy nadrobić zaległości. Melidoni znajduje się około 3 km na wschód od miejscowości Perama. Bilet wstępu do jaskini kosztuje 3€.
Chociaż miejsce to ma bardzo bogatą historię sięgającą czasów antycznych to zdecydowanie bardziej znane jest z tragicznych wydarzeń jakie miały miejsce w 1824 roku. W czasie okupacji tureckiej w jaskini tej schroniło się około 300 osób, głównie kobiet i dzieci uciekających przed wojskami osmańskimi. Zdesperowany dowódca, który nie mógł zmusić Kreteńczyków do wyjścia z jaskini, zdecydował się na barbarzyński krok. Wydał rozkaz o rozpaleniu ogromnych ognisk, których dym został skierowany do wnętrza Melidoni. Przypieczętowało to los uciekinierów.
Dzisiejszą "pętlę" samochodowej wycieczki zamknęliśmy wracając do Plakias Nową Drogą Narodową wijącą się wzdłuż północnego wybrzeża, by na wysokości Rethymno odbić na południe w kierunku wąwozu Kourtaliotiko.